Episode aired Jun 16, 2021. YOUR RATING. Rate. Comedy. Add a plot in your language. Director. Michal Tylka. See production, box office & company info. Add to Watchlist. Warszawa Park Morskie Oko – mauzoleum. Chodząc alejkami po skarpie na pewno natkniecie się na Mauzoleum Franciszka Szustera. Pierwsza spoczęła w nim w 1900 roku żona Szustera Rozalia, a rok później on sam. Innym ciekawym, zachowanym do dziś budynkiem jest Pałac Szustera. Franciszek Szuster był zamożnym drukarzem, który odkupił w 890 K views, 2,8 K likes, 436 loves, 417 comments, 7,3 K shares, Facebook Watch Videos from Niebieski: MORSKIE OKO 3 HISTORIA PRAWDZIWA Kto się wybiera Morskie Oko is the most popular destination in the Tatra Mountains. It is also considered one of the most beautiful lakes in the Tatra Mountains. It is easily accessible because of the asphalted road that leads from Palenica Białczańska to the lake itself, which is also used by horse-drawn carriages. You will find shelter at the lake, one of . Tatry w ostatnim czasie przeżywają prawdziwe turystyczne oblężenie. Około kilkuset metrów miała kolejka do busów jadących w rejony Morskiego Oka. Tłumy turystów ustawiły się przed dworcem autobusowym w Zakopanem. Jak podaje "Tygodnik Podhalański", takiego widoku w tym miejscu jeszcze nie było. W Tatrach trwa sezon turystyczny, a co za tym idzie trzeba spodziewać się prawdziwych tłumów odwiedzających. Niedawno informowaliśmy o ogromnych kolejkach do wjazdu kolejką linową na Kasprowy nie spodziewał się jednak tłumów przy dworcu autobusowym w Zakopanem. Okazuje się, że to turyści czekający na autobusy w kierunku Morskiego Gigantyczna kolejka turystów na dworcuTatrzański Park Narodowy od 2 sierpnia wprowadził nową zasadę, zgodnie z którą na parking na Łysej Polanie i Palenicy Białczańskiej można wjechać tylko z się jednak, że miejsc do zarezerwowania przez internet brakuje często już na dobę przed. Jak podaje "Tygodnik Podhalański" właśnie z tego powodu większą popularnością zaczęły cieszyć się busy kursujące w okolice popularnego szlaku prowadzącego do Morskiego sieci, na Facebooku lokalnego tygodnia oraz profilu "Nie tylko Zakopane", pojawiło się zdjęcie tłumu turystów stojących w długiej kolejce na dworcu w Zakopanem. "Największa w historii kolejka do busów do Morskiego Oka" – pisał portal Biorąc pod uwagę całkowicie wypełnione parkingi i kolejki do samych busów zawożących w rejony słynnego tatrzańskiego jeziora, to nie powinno dziwić, że prawdziwy tłumy są także na szlaku prowadzącym do Morskiego Oka. Tatry. E-bilety na parkingi w rejonie Morskie OkaE-bilet na parking można zakupić za pośrednictwem strony Opłata za parking na Łysej Polanie i Palenicy Białczańskiej wynosi 35 zł. Warunkiem zakupu na dany dzień jest dostępność tatrzańskiego parku zalecają, z racji ogromnego zainteresowania ze strony turystów, zakup biletu parkingowego co najmniej z jednodniowym wyprzedzeniem. – E-bilety są próbą rozwiązania problemu kolejek, korków i związanych z tym frustracji. Mają zapewnić względny komfort w czasach gwałtownie rosnącego ruchu turystycznego – wyjaśniał wprowadzone zmiany dotyczące parkowania w Zakopanem Szymon Ziobrowski, dyrektor TPN. Źródło: Tygodnik Podhalański, Wprost Każdy kiedyś słyszał o strasznych historiach, od mniej lub bardziej bliskich znajomych czy też przeczytał w internecie. Niektóre z nich faktycznie mrożą krew w żyłach, nawet największych twardzieli. Zebraliśmy straszne historie o duchach, krótkie straszne historie oraz te najbardziej przerażające - straszne historie oparte na faktach. ilustracyjneKażdy kiedyś słyszał o strasznych historiach, od mniej lub bardziej bliskich znajomych czy też przeczytał w internecie. Niektóre z nich faktycznie mrożą krew w żyłach, nawet największych twardzieli. Zebraliśmy straszne historie o duchach, krótkie straszne historie oraz te najbardziej przerażające - straszne historie oparte na faktach. Wszystko to w artykule jesteście fanami historii, od których włosy stają dęba, to dobrze historie o duchach a może straszne historie oparte na faktach? Jedne są przekazywane od dziesięcioleci, inne powstały całkiem niedawno. Ostrzegamy - nie czytaj tego przed snem!Straszne historie o tacy, którzy uważają to za bzdurę. Są jednak też tacy, którzy wierzą w istnienie duchów. Jak jest naprawdę? Trudno stwierdzić, można się jedynie domyślać z opowiadań i strasznych historii o nich. Przedstawiamy kilka historii o duchach które wydarzyły się w... Warszawie. W stolicy też przy ul. Morskie Oko 5Jak głosi legenda, młoda dziewczyna znalazła schronienie w tej willi podczas krwawych dni powstania. Hanna zakochała się w jednym z walczących i nocą postanowiła podarować ukochanemu bukiet kwiatów. Wyszła do ogrodu nocą ubrana w białą koszulę. To był jej ostatni spacer. Nieprzyjacielska kula uśmierciła dziewczynę. Od tamtej pory niewiasta ma się pojawiać w willi i straszyć niepożądanych gości. Obok ducha dziewczyny, przez długi czas w willi mieszkali bezdomni i narkomani, stukaniem i tupaniem odstraszając ciekawskich od domu przy Morskim Oku. Lokatorzy jednak zostali przegonieni, a willa odremontowana. Obecnie znajdują się w niej trzy lokale mieszkalne. 2. Pałac StaszicaOd początku mówiono, że gmach jest nawiedzony. Podobno można tam spotkać ducha smutnego księdza. Jak wieść niesie, duchowny powraca z zaświatów w każdą kolejną rocznicę swojej śmierci. Problem polega na tym, że nikt nie pamięta, kiedy dokładnie ksiądz pożegnał się ze światem. Dlatego wizytując Pałac Staszica, trzeba być gotowym na wszystko. Być może zwiedzającym dopisze łut szczęścia i uda im się spotkać ducha sprzed dwustu Pałac PrezydenckiPałac Prezydencki, zwany wcześniej Koniecpolskich, Radziwiłłów czy Lubomirskich, od początku istnienia miał złą sławę. Mówiło się, iż straszy tam cała chmara duchów. Dlaczego? Ponieważ tam, gdzie rozciąga się obecnie Krakowskie (wcześniej Czerskie) Przedmieście znajdował się... cmentarz. Zjawy, które przemykają się komnatami to bezgłowa postać rycerza, która potyka się o sprzęty, gasi świece oraz olbrzymi MarysieńkiKolejna straszna historia opowiada o duchu Marysieńki. Marysieńka była kobietą o niebagatelnej urodzie i sprycie. Jej pierwszym mężem był wojewoda Jan Zamoyski, drugim król Jan III Sobieski, który dosłownie i w przenośni obsypał żonę luksusem. Dał jej miłość, perły, kwiaty, futra, wykwintną pościel. Uczucie, jakim wzajemnie darzyła się ta para, przeszło niemal do legendy. Ale uroczystości pogrzebowe króla położyły cień na idealnym związku po śmierci króla, 17 czerwca 1696 r. Marysieńka pokłóciła się ze swoim najstarszym synem Jakubem. Ten wypędził matkę z pałacu, zarzucając jej, że ukrywa wielkie bogactwo. Podczas gdy ulicami Warszawy przejeżdżał kondukt pogrzebowy, ktoś krzyknął, żeby otworzyć wieko trumny i po raz ostatni spojrzeć na oblicze króla. Marysieńka protestowała, ale nie udało jej się za wiele wskórać. Kiedy zdjęto wieko, okazało się, że król nie ma na głowie korony. Zabrała ją jego objawiała się Marysieńka? Podobno ludzie widzieli, jak nad ulicą Miodową przesuwa się chmura w kształcie korony. A może to tylko złudzenie? Tak czy owak, jak głosi plotka, podobne zjawisko można już oglądać jedynie na Wawelem. O straszących duchach powstało także wiele filmów. Chyba jednym z najpopularniejszych, posiadającym całą serię, jest film ,,Paranormal activity".Krótkie straszne historieKażda z tych strasznych historii zawiera zaledwie kilka zdań, a potrafi mrozić krew w żyłach. W internecie na różnych stronach można znaleźć masę takich krótkich strasznych historii. Zebraliśmy kilka naprawdę układałem go do snu, powiedział “Tatusiu, sprawdź czy pod łóżkiem nie ma potworów”. Rozbawiony zajrzałem tam i wtedy go zobaczyłem – to był mój syn, który drżąc wyszeptał do mnie jedno zdanie: “Tatusiu, ktoś leży w moim łóżku”.Obudziłem się i od razu poczułem, że coś tu nie gra – było zbyt cicho. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem przed domem kilkadziesiąt nieruchomych sylwetek, które patrzyły na mój mnie stukanie w szkło. W pierwszym momencie sądziłem że dochodzi zza okna, ale wtedy zdałem sobie sprawę że po raz kolejny słyszałem je z na mojej półce z bezmyślnym, porcelanowym spojrzeniem i najpiękniejszą, różową sukienką dla lalek którą udało mi się znaleźć. Dlaczego musiała się urodzić martwa?Dziewczyna usłyszała swoją mamę wołającą jej imię z dołu. Wstała z łóżka i skierowała się w stronę schodów żeby iść na dół. Nagle jej mama wciągnęła ją do swego pokoju mówiąc: - Też to także:W czarnej Wołdze spuszczą ci krew, a od gumy Turbo dostaniesz raka? Oto miejskie legendyStraszne historie oparte na faktachJedną z najbardziej przerażających strasznych historii, na faktach, jest los Anneliese Michel. Wydarzenia z życia Michel stały się kanwą dla trzech filmów fabularnych: Egzorcyzmy Emily Rose, Requiem, Anneliese: The Exorcist Tapes oraz filmu dokumentalnego Egzorcyzmy Anneliese Michel urodziła się w 1952 roku w niemieckiej miejscowości Leiblfing. Wychowała się w bardzo religijnej rodzinie, lubiła towarzystwo rówieśników, miała chłopaka. W wieku 16 lat, kiedy uczęszczała do szkoły średniej zaczęła cierpieć na ataki epilepsji. Po pewnym czasie objawy zaczęły się nasilać, zmuszona więc była odizolować się od przyjaciół i przerwać studia. Z uwagi na jego siłę i depresję, na którą zaczęła cierpieć, skierowano ją na leczenie szpitalne. Jesienią 1970 roku lekarze przyznali, że są bezsilni wobec braków postępów w leczeniu pomimo wykorzystania wszelkich dostępnych w tamtym czasie metod. Wkrótce rozpoczęły się pojawiać u niej omamy, według jej samej - podczas modlitw widziała diabelskie twarze i słyszała głosy mówiące jej, że została potępiona. Rzeczy, które się z nią działy, były przerażające. Anneliese piła swój mocz, spożywała muchy i pająki, żuła węgiel, klęła w obecności księży, odgryzała głowy martwym ptakom oraz zdarzyło się jej szczekać i wyć jak pies przez dwa dni. Świadkowie również zeznali, iż była zdolna rzucić dorosłym człowiekiem. Dopiero po 7 latach, w 1975 roku, od wystąpienia pierwszych symptomów opętania biskup Würzburga Josef Stangl udzielił oficjalnej zgody na egzorcyzmy. Anneliese Michel egzorcyzmowało dwóch księży: proboszcz Ernst Alt oraz salwatorianin Arnold Renz. Większość przeprowadzonych egzorcyzmów została udokumentowana przez nagranie 52 taśm magnetofonowych. Podczas ostatniego egzorcyzmu Anneliese otrzymała rozgrzeszenie od ks. Renza. Zmarła następnej nocy we śnie 1 lipca 1976 rokuSąd Krajowy w Aschaffenburgu w wyroku z 1978 roku uznał, że przyczyną śmierci dziewczyny było zagłodzenie. Obrona sprzeciwiała się mówiąc, że na zwłokach nie stwierdzono zwykle występujących symptomów (np. odleżyn). Rodzice dziewczyny, a także dwaj duchowni egzorcyści, zostali uznani winnymi za nieumyślne spowodowanie śmierci poprzez „doprowadzenie dziewczyny do śmierci wskutek niedbalstwa”. Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera „Konie na trasie do Morskiego Oka idą do rzeźni po 11 miesiącach pracy, ale Tatrzański Park Narodowy przymyka oko, bo z transportu konnego ma blisko milion złotych rocznie wpływu do budżetu” - pisze ekspertka z Fundacji Viva! Anna Plaszczyk z Fundacji Viva! w walkę z transportem konnym do Morskiego Oka w Tatrzańskim Parku Narodowym (TPN) zaangażowała się sześć lat temu. To właśnie od tej sprawy zaczęła się jej przygoda z aktywizmem prozwierzęcym, która ostatecznie skłoniła ją do zarzucenia pracy dziennikarskiej. Właśnie kończy 400-stronicowy raport – pierwsze tak kompleksowe ujęcie sytuacji koni z Morskiego Oka, które obejmuje historię transportu, literaturę naukową, wszystkie ekspertyzy na temat pracy koni i kronikę wypadków na trasie. „Rozmowy z Tatrzańskim Parkiem Narodowym utknęły wiele lat temu w martwym punkcie i mam wrażenie, że to się nie zmieni. Park zarabia na tym transporcie około miliona zł rocznie z licencji wydawanych wozakom na transport konny do Morskiego Oka. To znaczna część budżetu parku” – mówi aktywistka. „Ponadto TPN w ostatnich latach zainwestował wiele w budowanie pozytywnego wizerunku transportu konnego oraz walkę z organizacjami społecznymi, które chcą jego likwidacji i teraz trudno im przyznać, że jednak się mylili. Więc brną w pudrowanie problemu kosztem cierpienia koni, których los wydaje się być dla urzędników powołanych do ochrony przyrody mało istotny, w odróżnieniu od kozic czy niedźwiedzi żyjących w Tatrach” – dodaje. Jak mówi, przez lata wokół transportu konnego do Morskiego Oka narosło wiele mitów. W tekście dla rozprawia się z tym najpopularniejszymi: Mit 1: Regulamin przewozów konnych TPN chroni zwierzęta Prawda jest taka, że regulamin przewozów dopuszcza do przeciążania koni ładunkiem w sposób oczywisty nieodpowiadającym ich sile. A to, zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, kwalifikuje się jako przestępstwo znęcania się nad zwierzętami. Regulamin mówi, że jednorazowo koń może ciągnąć wóz z 12 pasażerami oraz piątką dzieci do czwartego roku życia, przy nieograniczonej ilości bagaży. Co prawda, norma ta powstała w oparciu o wyliczenia hipologa z tytułem profesora. Ale obliczenia zostały oparte o pomiar sił działających na konie wykonany z tzw. zwanym grubym błędem metody i błędne dane, dotyczące na przykład znacznie zaniżonej wagi wozów. Biegły sądowy przyznał rację Fundacji Viva! co do pomyłek w obliczeniach hipologa. Z poprawnych wyliczeń wynika natomiast, że konie na tej trasie ciągną o co najmniej tonę za dużo w stosunku do swoich możliwości. Czyli – pracują w przeciążeniu, a to jest niezgodne z przepisami ustawy o ochronie zwierząt. Dodatkowo regulamin dopuszcza do pracy konie 4-letnie, czyli zbyt młode, u których nie zakończył się proces kostnienia, a dla których praca w ogromnych przeciążeniach kończy się nieodwracalnymi zmianami w układzie ruchu. Tatrzański Park Narodowy zna treść tej opinii, a mimo to nie zrobił nic, by zapobiec cierpieniu zwierząt. Mit 2: Jeśli zlikwidujemy transport konny do Morskiego Oka, to te konie trafią do rzeźni W rzeczywistości konie już teraz na emeryturę trafiają do rzeźni, a na negatywny wpływ wykonywanej przez nie pracy na ich zdrowie wskazują częste wymiany zwierząt. W 2014 roku konie wycofywane z trasy do Morskiego Oka pracowały na niej średnio 19,9 miesiąca. W 2012 te, które trafiały do rzeźni, pracowały tam średnio zaledwie 11 miesięcy. Z analizy danych Polskiego Związku Hodowców Koni (PZHK) wynika, że od stycznia 2012 do połowy czerwca 2013 roku do rzeźni trafiły 44 konie pracujące w tym miejscu – w tym zwierzęta cztero- i pięcioletnie, czasami po zaledwie kilku miesiącach pracy na trasie. W tym okresie trzy konie umarły, w tym dwa w sierpniu, czyli w szczycie sezonu. To oznacza, że w okresie 18 miesięcy straciło życie 20 proc. zwierząt pracujących na drodze do Morskiego Oka, czyli co piąty koń. Średni czas pracy koni zabitych w rzeźni wynosił 10,8 miesiąca. W 2014 roku średni czas pracy zwierząt wycofywanych z trasy skrócił się z 28 miesięcy w 2013 roku do zaledwie 19,9 miesiąca. Bardziej aktualnych danych nie posiadamy, ponieważ PZHK i TPN od lat skutecznie uniemożliwiają Fundacji Viva! dostęp do tych informacji. Statystycznie wszystkie zwierzęta są wymieniane co pięć lat. Te, które do pracy się już nie nadają, są sprzedawane. Na trasę trafiają kolejne zwierzęta, zwykle zbyt młode, z nieukształtowanym w pełni układem ruchu, co skutkuje jego szybkim wyniszczaniem. I tak spirala cierpienia się nakręca. Warto podkreślić, że Fundacja Viva! już wiele lat temu zadeklarowała, że po likwidacji tego transportu przyjmie pod opiekę wszystkie konie, które w wyniku tej decyzji miałyby trafić do rzeźni, i zapewni im opiekę do ich naturalnej śmierci. Mit 3: Konie są co roku badane, a badania nie wykazują przeciążeń Od wielu lat raz do roku przed sezonem konie z Morskiego Oka są badane przez powołaną do tego celu komisję. W jej skład wchodzą: lekarz weterynarii opłacany przez furmanów, lekarz weterynarii reprezentujący Fundację Viva!, hipolog z TPN i – od dwóch lat – również lekarz weterynarii wskazany przez park narodowy. Należy tu jednak podkreślić, że badania te określają stan zdrowia koni tylko i wyłącznie w dniu badania. W dodatku badania te nie są w naszej opinii wykonywane zgodnie ze sztuką. Monitorujemy je wnikliwie i co roku stwierdzamy szereg nieprawidłowości. Schorzenia układu ruchu są „badane” u zwierząt zaprzężonych do wozów, co uniemożliwia rzetelną ocenę kulawizn. Lekarz weterynarii reprezentująca Vivę! od lat zwraca na to uwagę parku, ale TPN nigdy nie dopuścił do rzetelnego ortopedycznego badania zwierząt. Przykładowo podczas badań w 2019 roku lekarz weterynarii reprezentujący TPN i odpowiedzialny w komisji za badania ortopedyczne koni dopuścił do pracy zwierzę, u którego lekarz weterynarii reprezentująca Fundację Viva! i odpowiedzialna za badanie spoczynkowe wykryła zaawansowaną chorobę zwyrodnieniową układu ruchu. Poza tym zwierzęta są badane w większości po pokonaniu trasy z niepełnym wozem – a często nawet z pustym – co nie odzwierciedla warunków, w jakich konie pracują na trasie każdego dnia. W dniu badań furmani uspokajają tempo jazdy – zamiast pokonywać trasę w około 45 minut, przejazd trwa wówczas od jednej do nawet półtorej godziny. To znacząco wpływa na wyniki i nie pozwala ocenić wpływu codziennej pracy na organizm koni. Wielokrotnie samo badanie wysiłkowe (i – co za tym idzie – również spoczynkowe) było znacznie opóźniane. Powinno je się przeprowadzić maksymalnie do pięciu minut po pokonaniu trasy przez konie, ale zdarzało się, że było wykonywane nawet po około 30 minutach, co uniemożliwia uznanie wyników badań za wiarygodne. Jednak nawet przy takim systemie badań lekarz weterynarii Bożena Latocha, reprezentująca Fundację Viva! w komisji, wielokrotnie zwracała uwagę na to, że wyniki krążeniowo-oddechowe zwierząt wskazują na pracę w przeciążeniu. Warto podkreślić, że tylko lekarz Vivy! co roku porównuje wyniki wysiłkowe i spoczynkowe badania i kompleksowo raportuje kwestie liczby osób na wozie czy czasu pokonania trasy. Wielokrotnie wskazywaliśmy parkowi, jako organizatorowi badań, nieprawidłowości w ich przebiegu, ale uwagi fundacji nigdy nie zostały uwzględnione. Mit 4: Tatrzański Park Narodowy kontroluje transport konny i nie wykrywa nieprawidłowości Kontrole prowadzone przez TPN w większości przypadków dotyczą nieposprzątanych odchodów koni z trasy czy zanieczyszczonych miejsc postoju wozów. Z zebranych przez nas informacji wynika, że jeśli Straż Parku wykrywa nieprawidłowości dotyczące łamania przepisów ustawy o ochronie zwierząt, to nie kieruje do prokuratury zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znęcania się nad końmi. Najlepszym przykładem są tu dwa przypadki z zimy 2016 roku. Raporty z kontroli wykonywanych w tamtym czasie przez Straż trafiły do akt postępowania prokuratorskiego. Po analizie akt biegła sądowa lekarz weterynarii uznała, że w przypadku konia zmuszanego do pracy z pękniętym kopytem oraz zwierząt zmuszonych do trzykrotnego pokonania trasy bez odpoczynku, w tym kłusem na odcinkach objętych zakazem kłusowania, doszło do rażącego złamania przepisów ustawy. Fundacja Viva! zawnioskowała o wszczęcie odrębnego postępowania w tej sprawie, co zakończyło się skierowaniem do sądu aktu oskarżenia. W obu przypadkach Sąd Rejonowy w Zakopanem uznał, ze doszło do znęcania się nad zwierzętami. Wyrok nie jest prawomocny, a posiedzenie apelacyjne odbędzie się 20 października 2020 r. Udaje się zmieniać świadomość turystów O mitach narosłych wokół transportu konnego w TPN mogłabym pisać jeszcze długo. Ale chyba najważniejsze jest to, że Polki i Polacy coraz rzadziej dają im wiarę i domagają się likwidacji tej archaicznej „rozrywki”. Co więcej – fiakrzy każdego roku skarżą się, że coraz mniej osób chce korzystać z transportu konnego. Zawsze mi się wydawało, że łatwiej jest egzekwować istniejące przepisy, niż zmieniać świadomość społeczną. W tym przypadku okazało się, że jest odwrotnie. W ciągu ostatnich kilku lat udało nam się skutecznie dotrzeć do turystów i przekonać ich, że nie powinno się płacić za cierpienie zwierząt dla własnej wygody. Oponenci twierdzą, że furmani dbają o swoje konie nie rozumiejąc, że nie chodzi tu o zapewnienie zwierzętom dostępu do pokarmu czy wody, ale o przeciążenia, których gołym okiem przecież nie widać. Morskie Oko kryje w sobie prawdziwe skarby! Nurkowie TOPR kilka lat temu odnaleźli na jego dnie wrak zatopionej łodzi. To słynna "Syrena" pływającą niegdyś z turystami po tafli stawu. Zdjęcia z niesamowitego odkrycia teraz pojawiły się w sieci i robią prawdziwą furorę. Zresztą, zobaczcie sami! Odnaleźli list zakopany ponad 30 lat temu Wrak łodzi na dnie Morskiego Oka. Jego zdjęcia zachwycają! Na profilu "Tatromaniak" na Facebooku pojawiły się niesamowite zdjęcia z wrakiem zatopionej łodzi. Grupa nurków odnalazła ją na dnie Morskiego Oka. "WOW! Takie skarby kryją wody Morskiego Oka. To najprawdopodobniej wrak łodzi "Syrena", która dawniej pływała z turystami po tafli stawu" - czytamy w poście "Tatromaniaka". Wśród opublikowanych fotografii pojawiło się również jedno archiwalne, na którym rzeczywiście widać turystów pływających na podobnej łodzi. Zdjęcia autorstwa Sławomira Paćko robią prawdziwą furorę w internecie. W ciągu jednej doby zdobyły prawie 8 tysięcy polubień, setki komentarzy i udostępnień. "Każdy ma swojego "Titanica". Jeden przepływał Atlantyk, "Syrena" zaś od brzegu do brzegu Morskiego Oka. Niby odległość do pokonania różna A historia ta sama" - czytamy jeden z komentarzy pod wpisem na Facebooku. TOPR potwierdza: wrak łodzi z Morskiego Oka to dawna "Syrena" Do całej sytuacji odniosło się Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Wrak łodzi z dna Morskiego Oka został odkryty 5 lat temu przez nurków TOPR. Jednak jego zdjęcia to świeżynka. Fotografie zostały wykonane podczas szkolenia Sekcji Nurkowej TOPR w połowie listopada. W ćwiczeniach wzięli udział nurkowie Sekcji, kandydaci do niej oraz instruktorzy zewnętrzni. Zajęcia miały po części zastąpić planowane działania w jaskiniach, które nie doszły do skutku z uwagi na ograniczenia związane z pandemią. Dołożono wszelkich starań, by utrzymać stosowny reżim sanitarny - czytamy na profilu TOPR na Facebooku. TOPR potwierdził, że wrak na dnie Morskiego Oka to "Syrena". Łódź przewoziła turystów przed laty przez zbiornik wodny. Posłuchaj o adenomiozie, poznaj przyczyny i objawy. To materiał z cyklu DOBRZE POSŁUCHAĆ. Podcasty z poradami. To view this video please enable JavaScript, and consider upgrading to a web browser that supports HTML5 video

morskie oko historia prawdziwa